Sprawa więdźby dachowej

O początkach przygody z dachem już wspomniałem. Przypomnę, że projektant sprawił mi niespodziankę projektem bez więdżby, za to z późniejszym poleceniem firmy od wiązarów.

Znalazłszy firmę bliższą i znacznie tańszą kolejny raz przekonałem się, że warto samemu dowiadywać się, zamiast polegać na kimś, kto właściwie byłby przynajmniej moralnie zobowiązany do uczciwego traktowania.

Pani projektant z firmy od wiązarów była miła w kontakcie i kompetentna, mimo młodego wieku. Także projekt okazał się solidny. Sporządzony wprawdzie komputerowo, jednak wymagał też kompetencji. Błędy wyszły dopiero po czasie, bowiem pani nie wzięła pod uwagę komina, co spowodowało dość poważny problem, zresztą jeszcze nie rozwiązany, bo trzeba robić poprawkę w konstrukcji, a do czegoś takiego bardzo trudno znaleźć wykonawcę, bo to praca wymagająca szczególnej kompetencji, do tego niby nieznaczna ale dość kosztowna.

Pierwszy poważniejszy problem z ta firmą ujawnił się po dostawie materiału na budowę. Zgodnie z planem zamówiłem dźwig do rozładunku i rozpoczęcia prac. Firma z dźwigiem została mi polecona przez firmę od wiązarów, widocznie współpracowali. A wyglądało to tak. Przed przybyciem firmy z wiązarami dźwig już był od prawie godziny. Stawka była godzinowa. Po rozładowaniu materiału z ciężarówki (trwało niespełna 30 min), panowie od wiązarów uznali, że zasługują na śniadanie i zaczęli rozkładać czajniki, szklanki, kanapki itd. Dźwigowy oczywiście dzielnie nadal "pracował" siedząc sobie w komfortowej pozycji w kabinie dźwigu. Panowie od wiązarów zupełnie przyjemniacko delektowali się swoim prowiantem tudzież wesołymi pogaduszkami. Trwało to ponad godzinę. Panom zupełnie nie przeszkadzało, że dość jednoznacznie kręciłem się w pobliżu, wyczekując rozpoczęcia pracy. Materiał zresztą nie był jeszcze na mojej działce, lecz na drodze dojazdowej, blokując dojazd także sąsiadowi. Posileni śniadaniem, panowie zapytali, gdzie są ludzie, którzy mają zanieść materiał na plac budowy. Rzeczywiście przedtem jakiś kierownik wspominał mi, że trzeba będzie pomocy do rozładunku. Zbyt pochopnie powiedziałem, że ktoś się znajdzie, choć wydawało mi się to dość dziwne, skoro firma od wiązarów zobowiązała się w umowie do dostarczenia materiału na miejsce budowy. Skoro ekipa od wiązarów liczyła 6 chłopa plus dźwigowy, to nie rozumiałem, dlaczego mam jeszcze zwoływać krewnych i sąsiadów do noszenia dość lekkich bo suszonych desek.

Odszedłem z budowy na własne śniadanie. Po jakimś czasie siostra mi powiedziała, że ekipa sobie pojechała. Wtedy złapałem za telefon, żeby zapytać kierownika, co się dzieje. Ów powiedział mi, że ekipa pojechała na kawę, a przeniesienie materiału z drogi na plac budowy to moja sprawa. Ponadto muszę dokonać przelewu następnej części zapłaty zawartej w umowie. Na to odparłem, że zgodnie z umową przelew jest przewidziany pod dostarczeniu materiału na miejsce budowy, co jeszcze nie nastąpiło, gdyż materiał znajduje się póki co na drodze dojazdowej. Przy okazji wspomniałem, że zauważyłem uszkodzenia na materiale (głębokie wystrzępienia na drewnie suszonym komorowo i struganym) oraz wady, jak duże sęki i miejsca nieodkorowane. To oczywiście nie było w smak i pan zaczął zapewniać, że materiał jest w porządku i nalegał na podpisanie odbioru materiału oraz natychmiastowe wykonanie przelewu. Powiedziałem, że uczynię to zgodnie z umową, czyli po dostarczeniu materiału na budowę i to o jakości podanej w umowie (umowa wprost wyklucza uszkodzenia).

Następnie zadzwonił do mnie sam właściciel firmy i zagroził zabraniem materiału oraz rozwiązaniem umowy. Zachowując spokój odparłem, że chodzi mi jedynie o wypełnienie przez niego zobowiązań zawartych w umowie, wówczas także wypełnię swoje. W rezultacie właściciel porozumiał się widocznie z ekipą, gdyż ta jednak zabrała się za przenoszenie desek na plac budowy. Następnie ekipa zażądała podpisania podpisania odbioru materiału. Uczyniłem to z uwagami odnośnie wadliwych elementów.

W sumie początek prac był dość nieprzyjemny i ekipa pojechała pozostawiając mnie w niepewności. W każdym razie robota stanęła. W międzyczasie dowiadywałem się co do kryteriów jakościowych materiału, także w internecie i u szwedzkiego producenta, od którego miał pochodzić materiał. Otrzymałem właściwie negatywne opinie, tzn. wszystkie zdania potwierdzały moje zastrzeżenia co do części materiału. Pokazawszy zdjęcia na pewnej stronie internetowej otrzymałem od znawcy opinię, że to nie jest drewno szwedzkiej jakości. Byłem w kontakcie z właścicielem firmy przedstawiając mu zastrzeżenia. Po ponad miesiącu otrzymałem od niego ofertę poprawek na wadliwym materiale. Doszliśmy do porozumienia, że on będzie stawiał z poprawionego materiału, a ja dokonam przelewu. Właściwie nie miałem już zaufania do tej firmy, ale poszedłem na ugodę, żeby dach stanął przed zimą, bo był już koniec września.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Doświadczenia innych osób

Skąd pomysł budowy domu?

Sąsiedzi