Sąsiedzi
Ostatnio doszło doświadczenie z sąsiadami, którzy od lat są zaprzyjaźnieni z rodziną mojej siostry (to jest osobny rozdział). Tak jest od czasu, gdy rodzina pomagała im po sąsiedzku w ich budowie. Tego sąsiada znam z dzieciństwa, jego żona pochodzi z innych stron Polski. Tak się składa, że ona pracuje w hurtowni materiałów budowlanych. Kupowałem tam rzadko, tylko z konieczności, bo cenowo było najdrożej. Akurat potrzebowałem pewien materiał w niewielkiej ilości. Pojechałem tam, bo tak było najwygodniej. Była jak zwykle miła. Wyliczyła materiał i cenę. Ponieważ był to materiał nie całkiem ten, o który mi chodziło, wstrzymałem się jednak i pojechałem do innego sklepu. Tam mieli wprawdzie tylko taki sam materiał, jednak przy okazji dowiedziałem się, że mają znacznie niższą cenę. Poinformowałem więc telefonicznie sąsiadkę, że rezygnuję. W międzyczasie wiem, że sklepy mają bardzo różne marże, od kilku do nawet 60 proc. Logiczne jest, gdy niższe są dla stałych klientów. Jednak nie chodzi teraz o cenę, bo nie oczekuję specjalnego traktowania. Charakterystyczne jest co innego. Otóż wieczorem przychodzi do domu moja siostra cała zaszlochana. Była u sąsiadki, tam była jakaś uroczystość zakraplana. Jak to zwykle bywa, alkohol rozwiązał język także sąsiadce. W takim nastroju zaatakowała moją siostrę, że powinna mnie upomnieć za moje rzekome oszustwa, bo tyle firm oszukałem i całe miasto huczy na ten temat, że jakim to ja jestem xiędzem itd. Ciekawe, że według niej nie zapłaciłem firmie, która nadal u mnie pracuje i to po zapłacie za poprzednią pracę. To jeszcze nie wszystko. Nowością, którą moja siostra byłą wstrząśnięta były słowa sąsiadki: "ten dom będzie przeklęty, tam na ogrodzie nic nie urośnie, tylko same chwasty i kaktusy". No cóż, tego nie można rozumieć inaczej niż złorzeczenie. A są to ludzie nie tylko uważający się za katolików, lecz zaprzyjaźnieni z obecnym proboszczem. Sa oczywiście "nowoczesnymi" katolikami, praktykującymi ponadprzeciętnie. Także w tym sensie, że wyjeżdżają sobie na zabawy w piątki, argumentując, że "teraz można". Kiedyś już dawno byli wprawdzie na sprawowanej przeze mnie Mszy św., oczywiście cichej jak zwykle. Po czym ów sąsiad wyraził swoje rozczarowanie słowami: "ja na Twojej mszy nic nie czułem"...
Komentarze
Prześlij komentarz