Przygody z projektantami

Jako że zdecydowałem się na dom drewniany szkieletowy, zapytałem najpierw firmę, która takie domy robi. Mieli swojego projektanta. Ów ma w necie nawet dość ładną prezentację swoich projektów. Napisałem do niego. Chodziło mi najpierw i przede wszystkim o technologię, nie wygląd. Opisałem mu dość szczegółowo. Facet za parę dni przesłał mi parę rysunków odnośnie wyglądu i pomieszczeń. Z tego wynikało, że albo nie zrozumiał, albo nie chciał zrozumieć, o co mi chodziło, a myślał, że kupię wygląd domu. Gdy mu ponownie wyjaśniłem, o co mi chodzi w technologii, nie okazał zainteresowania tematem. Natomiast zażyczył sobie 1000 zł za czas poświęcony na rysunki, mimo że przedtem nie było o tym mowy, ani nie podpisaliśmy umowy...

Sprawa projektu ruszyła po tym, jak pewien znajomy polecił swojego znajomego wykonawcę, który stale wykonuje usługi budowlane dla podmiotów kościelnych. Ten wykonawca miał się podjąć budowy, a najpierw pośredniczyć w projekcie architekta. Rozmowa była rzeczowa i sprawna. Przedstawiłem sprawę i technologię wraz z rysunkami, zdjęciami i filmikami, dostałem kontakt do architekta. To było w sierpniu. We wrześniu miała ruszyć budowa. Pozwolenie na budowę miał załatwić architekt. Po paru tygodniach dostałem projekt wstępny. Jednak musiałem stwierdzić, że nie uwzględniał on zasadniczych reguł tej technologii, o które mi właściwie chodziło i które były omówione i ustalone. Tak też odpowiedziałem. Po czym panowie poskarżyli się do znajomego, że wydziwiam, a oni już chcieli startować z budową. Dotarło to do mnie drogą okrężną przez moją siostrę. Wobec mnie architekt wykazywał gotowość do poprawek. Przysłał mi po kilku miesiącach następną wersję, jednak również niezgodną z ustaleniami. Pan projektant np. nie wiedział czy uważał za nieistotne, że kąt nachylenia połaci dachowej pod kolektory powinien wynosić optymalnie 30 stopni. A miał pecha, że taką i podobne informacje potrafiłem znaleźć w necie... W końcu pan projektant wyraźnie zniecierpliwiony naliczył aż dziewięć korekt i zapowiedział podniesienie ceny za projekt, na co uprzejmie odpowiedziałem, że chodzi wyłącznie o sprawy technologii i praktyczności, nie o zmienne gusta mojej skromnej osoby. Odniosłem wrażenie, że albo nie przykładał się do projektu, albo szukał pretextu do podniesienia ceny.

Potem na etapie wykonania prosty murarz stwierdził, że projekt jest słaby. Przed zleceniem wykonania dachu okazało się, że projekt nie zawiera projektu więdźby dachowej i też innych zadaszeń... Co oczywiście musiałem dokupić.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Doświadczenia innych osób

Skąd pomysł budowy domu?

Sąsiedzi